środa, 29 sierpnia 2018

7. Richelle Mead - Przysięga Krwi



Tytuł: Przysięga Krwi 
Seria: Akademia Wampirów 
Autor: Richelle Mead
Liczba stron:488
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Są dni, kiedy budzę się z nadzieją, że wszystko, co ostatnio zaszło, to tylko sen. Jestem Śpiącą Królewną, a koszmar, jaki przeżywam, lada moment się rozwieje i będę mogła poślubić ukochanego księcia, a potem żyć z nim długo i szczęśliwie.
Tymczasem nic w mojej najbliższej przyszłości nie zapowiada szczęśliwego zakończenia. Książę? Cóż, to długa historia. Mężczyzna, którego kochałam, przemienił się w wampira, a dokładnie w strzygę. Niedawny atak na Akademię Świętego Władimira zatrząsł całym światem morojów. Wielu zginęło. Ale los niektórych uprowadzonych okazał się gorszy niż śmierć…Szyję Rose zdobi teraz tatuaż doświadczonej zabójczyni strzyg. Ona myśli jednak tylko o Dymitrze Bielikowie. Musi zawędrować na koniec świata, żeby go odnaleźć i dotrzymać złożonej mu przysięgi. Nie wie jednak, czy ukochany nadal pragnie, by go ocaliła…Czy znajdzie w sobie siłę, by zabić Dymitra? A może poświęci samą siebie w imię wiecznej miłości? Jak pod jej nieobecność poradzi sobie Lissa? 

                    Wydarzenia, jakimi zakończyła się poprzednia część serii, były idealnym otwarciem dla kolejnej - to nie podlegało żadnym wątpliwościom. Tym razem autorka również zdecydowała się na podzielenie miejsc wydarzeń na dwie odległe od siebie lokacje, które nadal obserwujemy z perspektywy głównej bohaterki.
                   Rose, zdeterminowana do tego, by spełnić obietnicę daną Dymitrowi, pragnie odszukać kochanka przemienionego wbrew jego woli w strzygę - krwiożerczą bestię, która, nie posiadając duszy, nie przejawia żadnych cech, które przypominałyby o dawnym uczuciu; przynajmniej w to chce wierzyć młoda dampirka, która po opuszczeniu Akademii Świętego Władimira udała się w samotną podróż, której celem ma być odnalezienie i zabicie ukochanego. Szczerze wierzy, że rodzinne strony dawnego strażnika, mroźna i groźna w wyobrażeniach wszystkich ludzi Syberia, będzie miejscem ich ostatecznego starcia, w którym jedno z nich będzie musiało pożegnać się z życiem - na zawsze. Początkowo jednak nic nie zwiastuje powodzenia tej misji. Codzienne zwiedzanie największych rosyjskich miast przeplatało się z nocnym polowaniem, którym Rose zwróciła na siebie uwagę alchemików - osób posiadających wiedzę na temat świata wampirów i zrzeszonych do tego, by ukrywać ten fakt przed ludźmi. Sydney, mimo początkowej niechęci, a jednocześnie poprzez rozkazy idące z góry, zdecydowała się towarzyszyć Rose w dalszej podróży i pomóc odnaleźć jej niewielkie miasteczko gdzieś na południu mroźnej krainy, gdzie istniała jedna z wielu społeczności wampirów, wśród której wychowywał się Dymitr. Ostatecznie, dzięki wsparciu tajemniczego moroja, dziewczynom udaje się dotrzeć prosto do rodzinnego domu dawnego strażnika.
                   Tam mamy okazję poznać jego rodzinę oraz okolicę tak bliską jego sercu, do której zawsze powracał myślami i bardzo ciepłymi słowami. Poznajemy jego matkę, trzy siostry, a także ich dzieci oraz seniorkę rodu, wspomnianą przez niego wcześniej babkę, która wyglądem przypominała prawdziwą wiedźmę. Szczerze mówiąc nigdy nie przepadałam za sielankowymi obrazami przedstawianymi w książkach. Tym razem Rose zostaje ciepło przyjęta przez wszystkich członków rodziny, którym przekazuje wiadomości o tym, co wydarzyło się podczas napadu na Akademię. Co więcej - wszyscy dość szybko orientują się w stosunkach, jakie łączyły młodą dampirkę z Dymitrem. Nikt nie zwraca uwagi na różnicę wieku czy zawodowe zażyłości. Rose była traktowana niczym wdowa po zmarłym tragicznie mężu - otrzymała wsparcie, rodzinne ciepło, miłość i, przede wszystkim, zrozumienie, których brakowało jej w ostatnim czasie ze strony najbliższych osób w szkole. Nie byłam tym zachwycona, ale jednocześnie nie czułam zażenowania czy przesady; myślę, że był to raczej nudniejszy, bardziej spokojny fragment książki, ale z perspektywy dalszych wydarzeń - podobał mi się on dużo bardziej niż to, co działo się później, kiedy Rose udała się do większego miasta i tam została odnaleziona przez Dymitra, który uwięził się w rezydencji swojej dawnej trenerki, która również przemieniła się w strzygę. 
                   Od tego konkretnego momentu książka bardzo straciła na wartości. Nie spodziewałam się fajerwerków, walki na śmierć i życie, ale jednocześnie to, co podsunęła czytelnikom Mead było.. kiepskie. Nie umiem inaczej tego określić. Do tej pory strzygi były przedstawiane jako bezwzględne, stanowcze, skupione na zabijaniu. Zamiast tego otrzymujemy jednak Dymitra z przebłyskami dawnego siebie, który próbuje nakłonić Rose do poświęcenia swojej duszy na rzecz nieśmiertelnego życia z nim u boku. Jakby tego było mało - nieustannie podsuwa jej pod nos drogocenne prezenty pokroju biżuterii i ubrań, dokarmia ją pizzą i kanapkami, a na sam koniec uzależnia od swoich ugryzień. Śledziłam te wydarzenia, ciekawa rozwiązania całej sprawy, ale jednocześnie nie umiałam pozbyć się dziwnego uczucia zażenowania. Rozumiem, że to książka dla młodzieży, ale w niektórych momentach autorka idzie na tak cholernie słabą łatwiznę, że chce mi się nad tym płakać. Naprawdę, wolałabym dostać opowieść o połowę krótszą, ale bez takich absurdalnych momentów, nawet jeżeli miały one jakąś gruntowną podstawę ze względu na relację, jaka niegdyś łączyła Rose i Dymitra. Wszystko w tej rezydencji było doskonałe, piękne i nowoczesne, a jednak osłabionej wampirzycy udaje się wykiwać dwie strzygi, a na sam koniec uciec w środku nocy przez labirynt z żywopłotu, przez który nie znała drogi, zaś Dymitr, co prawda osłabiony po walce ze swoimi przeciwnikami, odnalazł ją dopiero po czasochłonnym pościgu. Opisy były niesamowicie chaotyczne, szczególnie podczas ostatecznego starcia na moście, kiedy tak naprawdę nie nadążałam za tym, co w ogóle się działo - kto wchodził do góry, kto schodził na dół, kiedy trafiano na wodę i kto do niej wszedł. Szczerze? Nie umiem sobie wyobrazić nawet tego momentu, w którym Rose rozprawia się z mężczyzną i pozwala mu spaść do rzeki płynącej pod nimi. Nie umiem i chyba nawet nie chcę, bo byłam już tak zmęczona tą konkretną lekturą, że chciałam jak najszybciej się od tego uwolnić. 
                   W międzyczasie, na domiar złego, otrzymaliśmy informacje o tym, co działo się u Lissy, której zachowanie pod wpływem nowej znajomej pozostawiało wiele do życzenia. Nieustanne zabawy, brak szacunku do panujących zasad oraz ogólne, niekoniecznie sympatyczne nastawienie, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni. Oczywiście, pachniało podstępem od samego początku, ale osobiście nie skupiałam się na tych fragmentach tak mocno z prostej przyczyny - nie były istotne dla rozwoju fabuły. Mead zdecydowała się na to chyba tylko po to, by zapełnić czymś kilka stron, a na sam koniec dać Lissie i Rose okazję do tego, aby się pogodziły. Na mnie niestety nie zrobiło to żadnego wrażenia, a wręcz znudziło mnie to, z czym musiała borykać się Dragomirówna. Być może jestem nieobiektywna ze względu na niechęć do tej konkretnej postaci, ale nie umiem się do niej przekonać, skoro najlepszą częścią tej bohaterki jest związek z Christianem, który doskonale radzi sobie bez eskorty ukochanej morojki. 



P.

piątek, 3 sierpnia 2018

6. Richelle Mead - Pocałunek Cienia



Tytuł: Pocałunek Cienia
Seria: Akademia Wampirów
Autor: Richelle Mead
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 

Moroje mają zdolności magiczne. Zwykle specjalizują się w jednym z czterech żywiołów - wykorzystują wodę, ogień, powietrze lub ziemię. Lissa stanowiła wyjątek. Pracowała z piątym żywiołem - ducha, o którego istnieniu mało kto słyszał. Moja przyjaciółka posiadała dar uzdrawiania, a nawet wskrzeszania zmarłych. To dzięki niemu nawiązała się między nami szczególna psychiczna więź. Zostałam z nią połączona, nosiłam "pocałunek cienia".

Od czasu, kiedy Rose pokonała w walce strzygi, dręczą ją ponure myśli. Zaczyna widzieć duchy, które ostrzegają przed złem, jakie gromadzi się coraz bliżej bram Akademii. Dziewczynie coraz trudniej tłumić uczucia do Dymitra. Wie, że nie wolno jej pokochać innego strażnika. Ale czasem trzeba łamać reguły… Gdy zaprzysiężony wróg Lissy i Rose, Wiktor Daszkow, stanie przed sądem, napięcie w arystokratycznych wampirzych kręgach sięgnie zenitu. W straszliwej bitwie Rose będzie musiała wybierać między życiem, miłością oraz dwiema najbliższymi osobami… Czy jej decyzja oznacza ratunek tylko dla jednej z nich? 



                   Towarzyszące mi rozczarowanie związane z lekturą drugiej części serii Akademia Wampirów - W szponach mrozu - nie przeszkodziło w sięgnięciu po kolejną książkę z cyklu historii o dampirce Rose oraz jej najlepszej przyjaciółce, księżniczce morojce Lissie. 

Nie podchodziłam do książki sceptycznie. Mam wrażenie, że do literatury młodzieżowej należy podchodzić z przymrużeniem oka, które pozwalała cieszyć się każdą kolejną stroną, nie zaś ze sceptycyzmem, jaki odbiera całą radość z czytania. Nie inaczej było w przypadku tej konkretnej książki, której narracja nieustannie przyprawia mnie o zawroty głowy. Ostatecznie jednak można się przyzwyczaić nawet do tego, że autorka relacjonuje wydarzenia właśnie z perspektywy głównej bohaterki, która w oczach czytelnika jaki się jako zabawna, nieustraszona i piękna dla otoczenia, w którym prym wiodą szczupłe, wysokie morojki. Na szczęście tym razem Richelle Mead zrezygnowała ze stworzenia kilku stronniczego prologu w formie monologu Rosa, która miałaby nam przypomnieć, co działo się w dwóch poprzednich częściach. Ostatnim razem to kompletnie nie wyszło, a mnie osobiście wprawiło w poczucie, jak gdyby autorka sama nie wierzyła we własne umiejętności przedstawiania informacji na tyle sensownie, by zrezygnować z konieczności ich nieustannego powtarzania. Oczywiście na przestrzeni tych czterystu stron - zauważyłam, że każda kolejna książka jest grubsza od poprzedniej; nie wiem tylko, czy to dobrze dla serii, czy niekoniecznie - ten schemat jest możliwy do wychwycenia. Nieustannie dostajemy informacje o tym, jak prezentuje się hierarchia wśród wampirów, czym dokładnie charakteryzuje się żywioł ducha, którym włada Lissa, a także jakie istnieją różnice pomiędzy poszczególnymi odmianami stworzeń nocy, które Mead sprytnie podzieliła na morojów, dampirów oraz krwiożercze strzygi. Za to nieustannie ma u mnie duży plus, ponieważ nie spotkałam się jeszcze w tej konkretnej literaturze - o wampirach - z takim rozłamem, w którym jedna rasa lub kilka jej odmian walczą między sobą. Zawsze były to przecież znajome z popkultury wiedźmy czy szalejące w pełni wilkołaki. 
                   Tym razem wracamy do Akademii, gdzie Rose, jak i reszta uczniów, zmagają się ze skutkami zimowej wyprawy na stok narciarski, gdzie w pobliskim miasteczku doszło do konfrontacji ze strzygami. W potyczce zginął przyjaciel i niedoszły ukochany dampirzycy - szkolący się na strażnika Mason - co odbiło się mocno na stanie psychicznym głównej bohaterki, a czego skutki możemy obserwować wraz z rozwojem wydarzeń. Autorka przyzwyczaiła nas jednak do tego, że niczego nie wprowadza do swoich historii przypadkowo, toteż możemy być pewni, że raz pojawiający się motyw albo będzie powracał co jakiś czas, albo zostanie wykorzystany w przyszłości jako wskazówka, której czytelnik w pierwszym momencie może nie zarejestrować. Dodatkowo w szkole rozpoczynają się ćwiczenia polowe - dampiry, które mają w przyszłości objąć stanowiska strażników morojów - zostają zwolnieni z zajęć lekcyjnych, a ich obowiązkiem jest strzec kolegów przed wyreżyserowanymi atakami wykładowców. Przez większą część Pocałunku Cienia obserwujemy zatem zmagania poszczególnych osób z tym konkretnym zadaniem, całą uwagę skupiając przede wszystkim na Rose, której przypadła opieka nad Christianem Ozerą, nie zaś, jak wszyscy przypuszczali, nad najlepszą przyjaciółką, którą zaopiekował się torturowany w poprzedniej części przez strzygi Eddie. W międzyczasie powraca również uwielbiany przez czytelniczki Adrian, którego zainteresowanie Rose oraz Lissą nieustannie wzrasta, co prowadzi do zaostrzenia się konfliktu z ukochanym morojki. 
                   Dodatkowo niczym bumerang powraca kwestia Wiktora Daszkowa - moroja i pretendenta do królewskiego tronu, który w pierwszej części chciał wykorzystać umiejętności Lissy do uleczenia własnej choroby. Oczekujący na proces przestępca jest skłonny posunąć się nawet do szantażu i wyznania przed sądem prawdy o uczuciach, jakie łączą nieletnią Rose z jej instruktorem. Ostatecznie zostaje on skazany na dożywotnie więzienie, ale posiadana przez niego wiedza nie daje spokoju dampirzycy - to samo w sobie również daje sporo do myślenia, nawet jeżeli na rozwiązanie tej zagadki musimy odrobinę zaczekać. 
W moim własnym odczuciu ta książka rekompensuje nam wszystko, czego zabrakło w poprzedniej części - nie czytamy o możliwościach walki z coraz śmielej poczynającymi sobie strzygami, ale obserwujemy wartką, szybko idącą do przodu akcję, przy której nie można się nudzić. Zwłaszcza, kiedy główna bohaterka boryka się ze zjawami pojawiającymi się w najmniej odpowiednich momentach. Szczerze? Nie miałam pojęcia, co autorka mogłaby tu upchnąć po tak słabej części, jaką było W szponach mrozu, ale zostałam miło zaskoczona. Mamy kwestię duchów, proces Wiktora, treningi Lissy i Adriana, którzy doskonalą swoje umiejętności w panowaniu nad żywiołem ducha, nieustannie rozwijającą się relację Rose oraz Dymitra, a na sam koniec walkę o życie morojów, dampirów i wszystkich osób przebywających na zaatakowanym przez strzygi terenie szkoły. Jakby tego było mało - na sam koniec dostajemy akcję ratunkową, w wyniku której tracimy jednego z głównych, prawdopodobnie uwielbianego przez wszystkie czytelniczki bohatera, co skutkuje dramatyczną decyzją w wykonaniu Hathaway, która wraz z ukończeniem osiemnastu lat rezygnuje z dalszej nauki i opuszcza mury akademii, tym samym rozstając się z długoletnią przyjaciółką. 
                   Wszystko znowu było na swoim miejscu, zaś Mead po raz kolejny pokazała poziom rozwiązywania wątków, do którego przyzwyczaiła nas w pierwszej części. Zagrało to idealnie, poza jednym, dość istotnym szczegółem - niech ktoś dopadnie tę cholerną Lissę. Wiem, opinia dość subiektywna, niekoniecznie na miejscu, ale najzwyczajniej w świecie nie umiem się przekonać do tej bohaterki. Nie tak w pełni, jak miało to miejsce chociażby w przypadku Christiana, którego pokochałam od momentu pierwszego pojawienia się i nie tak połowicznie, kiedy chodzi o Rose, którą w jednej chwili uwielbiam, a w drugim mam ochotę zrobić jej krzywdę. W przypadku Lissy towarzyszy mi to nieustannie, a nasila się właśnie na samym końcu tej części, kiedy to księżniczka poznała prawdę o relacji, jaka łączyła jej przyjaciółkę z Dymitrem - lepiej późno niż wcale, prawda? - a mimo to zdecydowała się na to, by padło to jedno, głupie stwierdzenie, a mianowicie: kochasz go bardziej niż mnie. Nigdy, ale to nigdy nie miałam tak ogromnej ochoty na rzucenie książką w ścianę. Mam wrażenie, że autorka nieustannie próbuje nas przekonać do postaci Dragomirówny, ale z marnym skutkiem - przynajmniej w moim odczuciu. Lissa postrzegana jest jako miła, troskliwa, spokojna, ale jednocześnie charyzmatyczna osoba, która chce przede wszystkim dobra ogółu. Dla mnie to niestety kolejna rozpieszczona arystokratka, której wyjątkowość nieco namieszała jej w główce. Nie uważam zatem, aby akurat ona zasługiwała na przyjaciółkę taką, jaką jest dla niej Rose, która do tej pory poświęcała wszystko właśnie dla  morojki. Na szczęście takie emocjonalne wzburzenie w czytelniku też trzeba umieć stworzyć, co niewątpliwie jest kolejnym plusem.
                   Obecnie przypominam sobie kolejne części - powoli kończę czwartą, a na półce czekają dwie następne, dlatego też ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy Pocałunek Cienia jest moją ulubioną. Zdecydowanie jednak wybija się ponad poprzednimi książkami z tej serii. 

P.