niedziela, 22 lipca 2018

5. Richelle Mead - W szponach mrozu


Tytuł: W szponach mrozu
Seria: Akademia wampirów
Autor: Richelle Mead
Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 

Nazywam się Rose Hathaway. Mam siedemnaście lat i szkolę się w ochronie wampirów i zabijaniu strzyg. Jestem beznadziejnie zakochana w niewłaściwym mężczyźnie, a moja najlepsza przyjaciółka wykazuje zdolności magiczne, które mogą doprowadzić ją do obłędu.
Cóż, nikt nie powiedział, że szkoła średnia to bułka z masłem.

Zuchwały atak strzyg na szanowaną rodzinę morojów wstrząsnął uczniami Akademii. Nadchodzi przerwa świąteczna i by zapomnieć o tragedii, wszyscy wyruszają do luksusowego kurortu narciarskiego. Rose jednak trudno myśleć o wakacjach. Do grona nauczycieli dołączyła legendarna strażniczka… jej matka. Na domiar złego Dymitr interesuje się inną kobietą, Mason nie ukrywa, że z chęcią zamieniłby przyjaźń na coś więcej, a tajemniczy i arogancki nieznajomy wpada na dziewczynę częściej, niżby sobie życzyła. 
Pośród sennych zimowych krajobrazów kryje się jednak niebezpieczeństwo. Czy Rose zdoła w porę je dostrzec? 



                   Kolejna część serii stworzonej przez Richelle Mead zdecydowanie obroniła się zachowaniem klimatu, charakterami bohaterów oraz wszystkimi cechami typowymi dla opowiadań, które wyszły spod pióra tej właśnie autorki. Dlaczego zatem czytając drugą część Akademii Wampirów, nie potrafiłam pozbyć się nieodpartego wrażenia zawodu oraz niedosytu związanego z tym konkretnym dziełem?
                   Przykrą niespodzianką był dla mnie sam prolog, w którym Rose, jako narratorka całości wydarzeń, streściła nam wszystkie wydarzenia znane z pierwszej części. Fabularnie był to przeskok czasowy skupiony wokół zaledwie kilku tygodni, jednak ja, sięgając po wspomnianą książkę zaledwie dzień po tym, jak skończyłam czytać poprzednią, czułam się tak, jak gdybym dostawała na tacy odgrzewany kotlet. Staram się zrozumieć zamysł autorki, jednak w mojej opinii zadaniem prologu jest zachęcenie czytelnika do kontynuowania przygody z daną książką oraz sprawienie, by dalsze losy bohaterów czytał z wypiekami na twarzy. W tym przypadku został osiągnięty efekt zupełnie odwrotny; czułam znużenie już od pierwszej strony. Jedynym argumentem, jaki przychodzi mi do głowy, by opowiedzieć się zdecydowanie za takim zabiegiem jest fakt, że niektórzy mogliby sięgnąć po tę część zupełnie przypadkowo, bez zapoznania się z jej poprzedniczką - w porządku. Wtedy takie streszczenie działa bardzo dobrze, jednak szczerze wątpię, że przy popularności tej serii ktokolwiek zdecydował się na pominięcie pierwszej części przygód dampirki Rose. 
                   Książkę niewątpliwie możemy podzielić na dwie części; wydarzenia, które mają miejsce w Akademii Świętego Władimira oraz te, które skupiają się na wyjeździe do luksusowego kurortu narciarskiego - miała być to forma odreagowania stresu związanego z niepokojącymi wydarzeniami ze świata morojów. Rose, mająca odbyć egzamin poza murami szkoły, wraz ze swoim instruktorem oraz obiektem westchnień - Dymitrem - udała się zatem do domu jednego z najwybitniejszych strażników. Na miejscu doszło jednak do masakry z udziałem strzyg - najniebezpieczniejszych stworzeń w świecie wykreowanym przez Mead. Dodatkowym czynnikiem budzącym strach stały się również zerwane osłony, które sugerowały, że udział w wydarzeniach mieli ludzie. W świecie wampirów zapanował zatem chaos; rodziny królewskie nie czuły się bezpiecznie, wiele osób zrezygnowało z przyjazdów do rodziny, zaś sama Rose przeżywała własne dramaty związane z pojawieniem się w szkole jej matki. Rozwiązaniem na to wszystko, przyznaję, że dość niekonwencjonalnym, miał się okazać wyjazd na stok narciarski przystosowany do potrzeb morojów z najważniejszych rodów. To właśnie tam nasi bohaterowie mogli odreagować, zawęzić dotychczasowe relacje, ale jednocześnie nawiązać nowe. Warto tutaj wspomnieć o pojawieniu się nowych postaci takich jak Tasza Ozera - ciotka Christiana, morojka zaprawiona w boju i zwolenniczka rewolucyjnych nastrojów, a także długoletnia przyjaciółka Dymitra, z którym była gotowa stworzyć związek - czy Adrian Iwaszkov - krewny królowej, szczerze zainteresowany nie tylko Rose, ale również jej relacją z Lissą oraz tajemniczą więzią, która stała się okazją do zapoznania się z szerszym zastosowaniem tak zwanej mocy ducha, jaką dysponowała księżniczka. Niestety, to było zdecydowanie za mało; sympatyczna Tasza czy ironiczny, wiecznie upojony alkoholem Adrian nie mogli udźwignąć całego ciężaru odpowiedzialności za to, by książka stała się bardziej interesująca. Poza motywem przewodnim - coraz śmielszymi atakami ze strony strzyg we współpracy z ludźmi - nie otrzymaliśmy niczego nowego. Brakowało ewidentnego powiewu świeżości oraz czegoś, co mogłoby zaskoczyć. 
                   Zamiast tego dostaliśmy serię młodzieńczych dramatów. Domyślam się, że większość z Was zaprotestuje, bo to przecież książka dla młodzieży, ale po fenomenalnej pierwszej części osobiście spodziewałam się czegoś.. głębszego. Nieustannie powtarzany schemat momentów, w którym Rose jest przyciągana do Lissy w najmniej odpowiednich chwilach - najczęściej tych spędzanych sam na sam z Christianem, kiedy to ubrania idą w zapomnienie, tak samo, jak myśli Lissy związane z tym, co czuje przyjaciółka. Tutaj muszę nadmienić, że rola Dragomirówny została cholernie mocno spłaszczona. Tak, jak bardzo podobała mi się postawa Hathaway w stosunku do przyjaciółki - nieustanne przekonanie o tym, że jest silniejsza, bardziej wytrzymała i twarda, a na dodatek w przyszłości stanie się jej opiekunką, co nie pozwalało na zawracanie głowy blondynki własnymi problemami - tak jednak Lissą byłam bardzo rozczarowana. Wszystkie jej problemy sprowadzały się do kwestii brania leków, osłabionej magii oraz ewentualnych ćwiczeń z Adrianem, co wywoływało zazdrość Christiana. I tyle. Czasami napomknęła jedynie o tym, że Rose naprawdę powinna zacząć się z kimś spotykać. Ilekroć sięgam po tę książkę, zastanawiam się za każdym razem, jak to się działo, że obca osoba, jaką był Adrian, dość szybko zorientował się w relacji dampirki z jej trenerem, a najbliższa przyjaciółka nie potrafiła tego zrobić? Może zabrzmię niesprawiedliwie, ale w codziennym, zwyczajnym odcieniu przyjaźni, bez magicznych problemów oraz wampirzych dramatów, Lissa wypadła naprawdę słabo.
                   W moich oczach niewątpliwie zyskał Mason - przyjaciel szaleńczo zakochany w Rose. Dziwne, że to Lissa zdołała zauważyć. Zaś Hathaway, wiedziona nieszczęśliwie ulokowanymi uczuciami i zazdrością, postanowiła wykorzystać słabość chłopaka. Wyczuwałam między nimi fajną chemię, nawet jeżeli sprowadzała się ona do tej zwyczajnej, szczeniackiej, dalekiej od tej, jaką można było obserwować między Rose a Dymitrem, którego podejście bądź co bądź musiało być nieco dojrzalsze. 
                   Wyprawa do pobliskiego miasta w celu poszukiwania strzyg była misją samobójczą i należy mówić o tym głośno. Nie byłam zadowolona z takiego rozwoju wypadków, zwłaszcza, że takowy przyniósł jedynie śmierć jednego z bohaterów oraz wyeksponował bohaterską postawę Rose, która pokazała się z naprawdę dobrej strony jako lider, ale również wojowniczka. Niestety, po dziś dzień nie umiem rozszyfrować zamysłu takiego rozwiązania pewnych kwestii w książce. Co więcej mam wrażenie, że tych trzysta stron powstało jedynie po to, by zapchać jakoś czas oczekiwania na kolejną część, a zarazem wcisnąć w wydarzenia momenty istotne dla dalszego rozwoju fabuły, o czym dość szybko przekonujemy się, kiedy sięgamy po ,, Pocałunek Cienia ''. Byłam rozczarowana i osobiście uważam, że ,, W szponach mrozu '' to jedna ze słabszych, a może nawet i najsłabsza część całej serii.

P. 

środa, 18 lipca 2018

4. Richelle Mead - Akademia Wampirów


Tytuł: Akademia Wampirów
Seria: Akademia Wampirów
Autor: Richelle Mead
Liczba stron: 332
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Tylko najlepszy przyjaciel może ocalić ci życie. Zwłaszcza jeśli twój wróg jest nieśmiertelny.
W akademii imienia świętego Władimira wampiry czystej krwi - moroje - uczą się posługiwać swoimi nadnaturalnymi darami, a mieszańce - dampiry - szkolą się na ich opiekunów i oddanych strażników. Posępne mury kryją jednak więcej mrocznych tajemnic, niż można by podejrzewać. Lissie Dragomir, morojce ze szlachetnego rodu, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy dampirka Rose, połączona z nią telepatyczną więzią, zdoła ochronić przyjaciółkę?


                   Akademia Wampirów to niewątpliwie ta seria, do której powracam co jakiś czas z ogromnym sentymentem, nawet jeżeli z wiekiem dostrzegam coraz więcej absurdów, nielogiczności czy dochodzę do wniosku, że typowa drama dla nastolatek nie powinna być dla mnie. Nie odmawiam sobie jednak tej konkretnej przyjemności, skoro niewiele książek jest w stanie wciągnąć mnie tak, jak ta konkretna, kilkuczęściowa historia dampirki Rose oraz jej najlepszej przyjaciółki, morojki z królewskiego rodu - Lissy. 
                  Nigdy nie lubiłam książek pisanych w narracji pierwszoosobowej. Znam wiele opinii osób z mojego otoczenia, iż taka forma niewątpliwie pomaga lepiej wczuć się w sytuację danej postaci, zrozumieć jej intencje i motywy. Niestety, u mnie działa to zupełnie na odwrót; kiedy widzę krótki fragment pisany w ten konkretny sposób, mam ochotę przerwać czytanie już po pierwszej linijce. Nie inaczej było w przypadku mojego pierwszego podejścia do Akademii, kiedy to musiałam przemęczyć kilka stron, aby przyzwyczaić się do faktu, że całość historii jest przedstawiana z perspektywy głównej bohaterki. Mimo to dałam książce szansę i nie żałuję! Oczywiście - akcja umiejscowiona w prywatnej szkole dla wampirów zapowiada nam kolejny dramatyczny przebieg wydarzeń, kiedy to miłosne rozterki bohaterów przyprawiają czytelnika o mdłości. Tutaj jednak mamy bardzo skutecznie zachowaną równowagę - nie brakuje wątków romantycznych, ale są one bardzo ciekawie rozłożone, dzięki czemu każdy może znaleźć coś dla siebie; historia Lissy i Aarona, z którym księżniczka spotykała się, bo tak wypadało; następnie jej rozwijająca się relacja z Christianem, którego rodzina została zhańbiona przed laty, a także zakazane uczucie Rose do instruktora i dorosłego strażnika, który również nie pozostaje obojętny. I chociaż nigdy nie byłam ogromną fanką Dymitra, nie rozpływałam się nad tą postacią i nie piałam z zachwytu, to jednak im dalej brnęłam, tym więcej sympatii względem niego żywiłam. Właściwie nie ma w tej książce postaci, której bym nie polubiła; każdy miał w sobie [i]coś[/i]. Coś, czego nie umiem określić, ale jednak każdy bohater zapadł mi w pamięć - z różnych powodów, ale to niewątpliwie spory plus. Mamy tutaj energiczną, przebojową Rose, której życiowym celem jest chronienie przed niebezpieczeństwami cichej, walczącej z własnymi demonami Lissy; Christian Ozera to niewątpliwie mój numer jeden od pierwszego momentu jego pojawienia się - sarkastyczny, pewny siebie, ale jednocześnie wycofany i nieco lekceważony obserwator, który wie więcej, niż otoczenie mogłoby podejrzewać; Mason jako najlepszy kompan Rose, Dymitr, którego losy również powinny czytelnika zainteresować oraz droga, jaką przebył, by stać się tym, kim jest obecnie, a nawet Mia - próbująca wbić się na arystokratyczne salony morojka, której rodzice pracują u przedstawicieli jednego z królewskich rodów. To szalona mieszanka, przy której nikt nie będzie się nudził, o ile faktycznie spojrzy się na wydarzenia i bohaterów ze swego rodzaju przymrużeniem oka. Sama nie darzę sympatią bohaterek pokroju Rose, ale tych zbliżonych do postaci Lissy również nie - rozpaczliwie szukam książki, w której odnalazłabym swego rodzaju wyśrodkowanie i mieszankę cech każdej z nich. Niestety, bezskutecznie, jednak łącząca dziewczyny więź oraz ich przygody sprawiają, że czuję się usatysfakcjonowana. 
                  Skupmy się jednak na ogóle wydarzeń; główne bohaterki poznajemy w momencie, gdy noc zostaje przerwana przez pojawienie się w ich nowym miejscu zamieszkania strażników z Akademii, którzy zostali posłani, aby sprowadzić Lissę do szkoły, z której jakiś czas temu ona i Rose uciekły. Z biegiem wydarzeń poznajemy motywy ich zachowania oraz dostajemy coraz więcej informacji na temat powodów, dla których księżniczka morojów jest tak bardzo niestabilna emocjonalnie. Większość książki to przede wszystkim ponowne oswajanie się z atmosferą panującą w szkole, gdzie moroje i dampiry mogą czuć się bezpiecznie. Niewątpliwie powiewem świeżości jest tutaj wyraźny podział stworzeń nocy; moroje panujące nad mocami czterech żywiołów, żądne krwi i zabijania strzygi oraz dampiry - pół ludzie, pół wampiry, których zadaniem jest chronienie morojów przed morderczymi strzygami. Autorka wiele kwestii wyjaśnia bardzo dokładnie. Czasami tak dokładnie, że chwilami sama się w tym gubiła - przynajmniej w moim odczuciu. Nie było to jednak coś, co bardzo rzucało się w oczy i zakłócało odbiór całego świata przedstawionego. Ten Mead zaprezentowała naprawdę świetnie; oddanie klimatu stanu Montana, odległości, otoczenia, a także samego budynku szkoły, w którym kryją się liczne tajemnice oraz intrygi. Jedną z nich niewątpliwie jest konflikt na linii Lissa - Mia, która, jak się potem okazało, została wykorzystana przez starszego brata księżniczki, a także podrzucane blondynce martwe zwierzęta. Odkrycie związku między kolejnymi wydarzeniami nie jest trudne, zwłaszcza dla wprawionego obserwatora oraz uważnego czytelnika, ale prowokator wszystkich zdarzeń? Ja byłam zaskoczona! Przynajmniej za pierwszym razem. Dopiero kolejne podejścia do książki pozwalały uchwycić detale, dzięki którym rozwiązanie zagadki wydawało się dość oczywiste, jednak nadal tak samo interesujące. Nie mam pojęcia, co dokładnie ma w sobie ta książka, ale wszystko rozmieszczone jest w niej tak ładnie i ciekawie, że nie sposób się oderwać. Zwłaszcza, że nie jest ona długa - ile bowiem można zawrzeć w niecałych 340 stronach? Niewątpliwie jednak autorka pozostawiła sobie całkiem sprytną furtkę dla rozwoju dalszych wydarzeń, które również miałam okazję śledzić i, o których na pewno tutaj wspomnę. 
                  Tym razem nie będę się rozpisywać; książka ciekawa, ujmująca, pokazująca siłę magii, ale przede wszystkim przyjaźni, której pragnie każdy z nas i to właśnie ona jest motywem przewodnim całej serii. Oczywiście, masa wątków pobocznych sprawia, że nie możemy się nudzić, jednak to niewątpliwie Rose oraz Lissa skupiają na sobie całą uwagę czytelnika. Czy książka jest warta polecenia? Z całą pewnością - nie tylko dla nastolatek, które lubują się w historiach o romansach nauczycieli z uczennicami. Seria idealna, kiedy mamy niewiele czasu, a zależy nam na czymś krótkim, ale fascynującym, nad czym nie zawsze będziemy musieli się mocniej pochylić, by odnaleźć głębię rozgrywanych wydarzeń. Niewiele opisów, a już na pewno nie takich rozbudowanych. Spora liczba dialogów, czasami nawet tych bezsensownych, ale czego spodziewamy się po, wbrew wszelkim pozorom, zwyczajnych nastolatkach, którzy, poza ratowaniem siebie nawzajem i walką ze złem, borykają się z problemami typowymi dla osób w ich wieku? Richelle Mead stworzyła własny, niepowtarzalny świat, oddała jego klimat i wyjaśniła rządzące nim zasady, jednocześnie zachowując nutę tajemniczości, która intryguje aż do ostatniej strony. 


P. 

niedziela, 15 lipca 2018

3. Batman Początek (2005)



Tytuł: Batman Początek
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan, David S. Goyer
Gatunek: Akcja, Sci-Fi

                   Batman - postać doskonale znana wszystkim fanom komiksów o superbohaterach. Historia mężczyzny, który jako dziecko był świadkiem zabójstwa własnych rodziców, co zdeterminowało jego przyszłe losy, kiedy to skupiał się na odnalezieniu sprawiedliwości oraz przywróceniu porządku w rodzinnym Gotham - mieście, którego podwalinami okazały się być korupcja, wysoki stopień, przestępczości, kradzieże, napady oraz morderstwa. Problemy całkowicie przyziemne, bez obłąkanych szaleńców w maskach czy fikuśnych strojach, dzięki czemu zyskujemy niepowtarzalną okazję do tego, by wczuć się w sytuację głównego bohatera. Zachowanie jak najbardziej realistycznego klimatu miejsca oraz rezygnacja ze zbędnego efekciarstwa czy hollywoodzkiego przepychu sprawiły, że widz otrzymuje całkiem niezłą historię, która nie opiera się na bezsensownych scenach czy dialogach, a akcji, która potrafi zaintrygować, zaś chwilami nawet wzruszyć.
                   Bruce'a Wayne'a poznajemy w filmie, gdy znajduje się w więzieniu i już na samym początku możemy obserwować nabyte przez niego wraz z przebiegiem lat umiejętności walki. Spotkanie z tajemniczym mężczyzną oraz zasugerowane przez niego zadanie jest zatem głównym powodem, dla którego bohater, po opuszczeniu aresztu, udaje się w wędrówkę na górskie szczyty, gdzie doskonali się pod wieloma aspektami, jednocześnie walcząc z samym sobą oraz przebłyskami wspomnień, które również możemy obserwować; reżyser nie zrezygnował bowiem z przedstawienia nam w sposób chronologiczny całej historii małego Bruce'a, który winą za śmierć rodziców obarczał właśnie siebie. Stopniowo śledzimy każdy jego krok, wybór i decyzję w celu stania się silniejszą, odważniejszą, dużo bardziej wytrzymałą wersją samego siebie. Widzimy, co skłoniło go do tego, by przywdziać strój Batmana i stać się wyznacznikiem sprawiedliwości w Gotham. Samo miasto również zasługuje na chwilę uwagi; idealnie rozmieszczone scenerie i miejsca jawnie sugerują, jaka hierarchia panuje na ulicach - luksusowe, sięgające chmur wieżowce to domena bogatych, zaś ci najbiedniejsi muszą sobie radzić na własną rękę w tajemniczych zaułkach i niebezpiecznych ślepych uliczkach, gdzie w akcie desperacji każdy jest w stanie zrobić coś niemoralnego, byle przetrwać. 
                   Sporym plusem jest brak bezsensownych, zapychających czas scen walk. Osobiście najbardziej ujęła mnie droga Bruce'a do doskonalenia własnych umiejętności na samym początku. Zwłaszcza w połączeniu z muzyką stworzoną przez Jamesa Newtona Howarda oraz Hansa Zimmera, do którego żywię ogromne pokłady szacunku i sympatii przez wzgląd na zamiłowanie do filmu Gladiator - mojego absolutnego numeru jeden w historii kinematografii. Nie chodzi jednak jedynie o pokonanie cielesnych i fizycznych słabości własnego organizmu, ale przede wszystkim oczyszczenie umysłu, pogodzenie się z przeszłością i zapoczątkowanie czegoś nowego tuż przed tym, jak postanowił wprowadzić porządek w uginającym się pod ciężarem przestępczości mieście. Długie i ciężkie treningi pozwoliły mu na odnalezienie wewnętrznej siły, dzięki której mógł podjąć walkę ze zdegradowanym społeczeństwem Gotham, a kolejne etapy wędrówki sprawiły, iż Bruce nieustannie szukał sposobu na to, jak ze zwykłego człowieka-milionera stać się symbolem, którego przestępcy nie mogliby zniszczyć, a którego musieliby się bać.
                   Po zapoznaniu się z filmami takimi jak Batman vs. Superman czy Liga Sprawiedliwości lub serialami pokroju Gotham, miałam spory problem z oswojeniem się z tak dobraną obsadą. Przed obejrzeniem początków historii bohatera-nietoperza wielokrotnie spotykałam się z opinią o tym, że Christian Bale, odtwórca głównej roli, według wielu osób jawi się jako najlepszy ze wszystkich filmowych Batmanów. Początkowo nie byłam przekonana - słabość do Bena Afflecka jako ekscentrycznego bogacza sprawiła, że na Bale'a spoglądałam nieco bardziej krytycznym okiem. Przez pierwszych czterdzieści minut filmu czułam nawet niemałą satysfakcję związaną z faktem, że nie pomyliłam się, a Affleck w niczym nie był gorszy. Co więcej - wielokrotnie wydawał się być lepszy. Kiedy jednak Bruce na dobre zajął się kreowaniem postaci Batmana jako wybawcy Gotham, nabrałam do tej postaci nieco większego przekonania. Jak zresztą do całej obsady, która w ostatecznym rozrachunku stworzyła naprawdę fajny, ciekawy klimat, który jednocześnie nie został przerysowany czy zbyt udziwniony.
                   Osobiście nadal pozostanę zwolenniczką nowszych filmów o Batmanie, w którego wcielił się Affleck, ale niewątpliwie do tych z Bale'm w roli głównej powrócę w celu zapoznania się z dalszymi częściami, w międzyczasie nadal racząc się serialem Gotham, co daje całkiem niezłe połączenie i różne spojrzenie na jedną historię. 

P.

piątek, 13 lipca 2018

2. Cassandra Clare - Pani Noc


Tytuł: Pani Noc
Seria: Mroczne Intrygi 
Autor: Cassandra Clare
Liczba stron: 828
Wydawnictwo: Mag

Minęło pięć lat od wydarzeń przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Emma Carstairs nie jest już pogrążoną w żałobie dziewczynką, lecz młodą kobietą, która zamierza za wszelką cenę dowiedzieć się, kto zabił jej rodziców, i pomścić ich śmierć.
Wraz ze swoim parabatai, Julianem Blackthornem, musi się nauczyć ufać swojemu sercu i rozumowi, gdy odkrywa demoniczny spisek obejmujący zasięgiem całe Los Angeles, od Sunset Strip aż po morskie fale roztrzaskujące się na plażach Santa Monica. Gdyby jeszcze serce nie prowadziło jej na manowce…
Jakby mało było tych komplikacji, brat Juliana Mark – uprowadzony przez faerie przed pięcioma laty – zostaje teraz uwolniony w geście dobrej woli ze strony porywaczy. Faerie rozpaczliwie poszukują mordercy, który zbiera wśród nich krwawe żniwo – i w tych poszukiwaniach potrzebują pomocy Nocnych Łowców. Kłopot w tym, że w krainie faerie czas płynie inaczej i Mark nie tylko prawie się nie postarzał, ale na dodatek nie rozpoznaje nikogo ze swoich bliskich. Czy będzie w stanie naprawdę wrócić na łono rodziny? I czy faerie naprawdę na to pozwolą?
Oto rozdzierające serce wprowadzenie do nowej serii Cassandry Clare, „Mroczne Intrygi”, wciągająca gra pozorów, pełna magii i obfitująca w przygody Nocnych Łowców.

                    Po lekturze serii takich jak Dary Anioła czy Diabelskie Maszyny, do przeniesienia wydarzeń fabularnych do Los Angeles podchodziłam dość sceptycznie. Autorka od samego początku wybierała miejsca dość charakterystyczne, ale jednak mające swego rodzaju aurę tajemniczości, która idealnie wpasowała się w stworzony przez pisarkę klimat powieści - najpierw był to Nowy Jork, potem Londyn. Te dwa miasta niewątpliwie kojarzyły się z intrygami, tajemnicami oraz obecnością demonicznych stworzeń z innych wymiarów. Jako osobie zaznajomionej z poprzednimi dziełami, ciężko było mi się przestawić na wesołe, kolorowe, skąpane w słońcu LA. Prawdopodobnie ten sam problem miała osoba, która swoją przygodę z Nocnymi Łowcami rozpoczęła właśnie od tej konkretnej serii. Z drugiej jednak strony możemy się zastanawiać, czy nie był to zabieg celowy - dlaczego bowiem w takim mieście miałoby się dziać coś złego? Clare być może świadomie zestawiła ze sobą te dwa kontrastujące elementy - codzienne życie w słonecznym Los Angeles oraz problemy związane z siłami ciemności. Do mnie niestety to nie trafiło. Miałam spory problem z rozeznaniem się w kolejnych lokacjach, mimo iż autorka, w typowy dla siebie sposób, dość dokładnie rozmieściła wszystkie miejsca, decydując się na logiczne i treściwe opisy, z których można było wywnioskować naprawdę wiele. Podobne zabiegi stosowała w poprzednich książkach - rzeczywiste nazwy ulic, miejsc czy atmosfera panująca w danym mieście. W przypadku Nowego Jorku czy Londynu wyszło jej to naprawdę ciekawie, zaś w Mrocznych Intrygach miałam dziwne wrażenie, że miejsce fabuły istniało dla siebie, zaś bohaterowie dla siebie - zupełnie osobno. 
                    Powieść skonstruowana raczej klasycznie, a nawet charakterystycznie dla Clare. Zaskakuje, a może nawet przeraża sama grubość książki - blisko osiemset stron, nie wliczając epilogu oraz fragmentu kolejnego opowiadania. Osobiście jestem zwolenniczką książek grubszych, o ile te faktycznie są napisane w sposób ciekawy, bez niepotrzebnego, przysłowiowego lania wody. Niestety, w tym przypadku zdarza się to nadzwyczaj często, co dość mocno rzuca się w oczy, a może nawet przeszkadza. Mamy wiele scen, których zadaniem zdaje się być jedynie zapełnienie kilku kolejnych stron, a które jednocześnie nie wnoszą do historii niczego konkretnego. I chociaż mogą one być odbierane jako chwilowy odpoczynek od bieżących wydarzeń związanych z głównymi wątkami, to jednak zostały stworzone niezbyt ciekawie, czasami nawet wywołując irytację czytelnika. Osobiście po raz pierwszy uderzyły we mnie rozważania Arthura na temat rodzajów miłości. Z perspektywy dalszych wydarzeń czytelnik niewątpliwie może odszukać w tym jakąś wskazówkę, jednak w momencie czytania mamy jedynie niewielki zasób wiedzy oraz niespełna rozumu miłośnika filologii klasycznej, który z powodu chorób i wspomnień nie jest w stanie samodzielnie prowadzić Instytutu i wychowywać swoich bratanków. Nikt więc nie zastanawia się nad sensem wypowiedzi tego konkretnego bohatera, wszak przez wszystkich, włącznie z bohaterami, jest on postrzegany jako introwertyk, któremu nie należy przeszkadzać w pracy nad.. czymś. Bo tak - wszyscy są świadomi tego, że Arthur nieustannie pracuje, tyle tylko, że nie nad sprawami związanymi bezpośrednio z Nefilim, ale jednak nikt nie zauważył, że do tej pory to nastoletni Julian zajmował się tym, co było istotne dla rozwoju Instytutu w Los Angeles. Czy to przypadkiem nie zaburza konwencji dobrze znających się, wiedzących o sobie wszystko parabatai? Sam fakt stworzenia tajemnicy, z którą przez lata Julian musiał żyć w osamotnieniu, był pomysłem dobrym, jednak jego realizacja pozostawia naprawdę wiele do życzenia. 
                    Druga sprawa - rozpraszanie uwagi bohaterów. Clare niewątpliwie miała dobre chęci; budowanie napięcia próbowała przeplatać z momentami zabawnymi, których zadaniem miało być sprawienie, że na ustach czytelnika pojawiał się uśmiech. Niestety, to również się nie udało. Zastosowane przez nią rozwiązania niewątpliwie mogłyby się okazać skuteczne, gdyby książka była przeznaczona dla dzieci, a nie starszych czytelników, którzy bądź co bądź posiadają zdolność analizowania i zagłębienia się w lekturę. W tym przypadku w pamięci utkwiła mi scena, gdy na jaw wyszły problemy zdrowotne Arthura, dla którego Malcom przygotowywał lekarstwo w porozumieniu z Julianem. Jakim cudem odważna, rozwiązująca tajemnicę śmierci swoich rodziców Emma dała się rozproszyć czczym gadaniem o.. pizzy? Szczególnie w chwili, gdy chodziło o zdrowie i życie osoby, która należała do rodziny, której częścią bohaterka również się stała? Do wspomnianego wątku powracamy także pod koniec powieści, kiedy w Instytucie zjawia się Inkwizytor żądający wyjaśnień. Autorka ewidentnie pragnęła, aby postaciom wszelkie wybryki oraz śledztwo prowadzone bez konsultacji z Clave się upiekły. Udało się, ale dlaczego kosztem czytelnika? Osobiście załamywałam ręce w tego typu momentach, zwłaszcza, że w całej powieści ich nie brakuje.
                     Razi również brak konsekwencji w kwestii posiadanej przez Nocnych Łowców wiedzy. Poprzednie książki miały w sobie coś charakterystycznego, co ujmowało czytelnika - ewidentne, doskonale widoczne rozgraniczenie między światem ludzi a tym magicznym, gdzie nowa technologia nie miała racji bytu. Instytut w Los Angeles wyłamał się ze schematów; możemy czytać o tym, jak Nocni Łowcy podróżują samochodem, każdy z nich posiada telefon, a bliźniaki świetnie radzą sobie z obsługą komputera. Minęło pięć lat - w porządku. Najwidoczniej nawet Nefilim są skłonni do zmian oraz próbowania nowych rzeczy, jednak to ewidentnie kłóci się z brakami w wiedzy na temat rzeczy podstawowych - bohaterowie kojarzą takie kultowe postaci jak chociażby Kapitan Ameryka czy Sherlock Holmes, ale nie są pewni, czy istnieje coś takiego jak DNA, czy może jednak wymyślna nazwa DTR? Słowne przejęzyczenia oraz nieświadomie popełniane błędy chyba faktycznie miały być nieodłącznym elementem budowania humoru książki. Być może do połowy czytelników to trafiło, do mnie - niekoniecznie. Kąciki ust drgały mi jedynie w chwilach, kiedy brak zrozumiałej komunikacji zachodził między Markiem a innymi bohaterami, jednak w przypadku tej konkretnej postaci było to fabularnie uzasadnione, dzięki czemu nie zakrawało o absurd lub zwyczajną ignorancję. 
                    Wydarzeniom ewidentnie brakuje postaci pokroju Jace'a czy Willa z poprzednich serii. W Mrocznych Intrygach to właśnie Emmie przypadło w udziale bycie ironiczną, zabawną postacią, której pragnęli prawie wszyscy dookoła. Brzmi znajomo. Autorka nie rezygnowała z utartych, znanych już schematów. Osobiście jeszcze nigdy nie miałam tak mieszanych odczuć w stosunku do głównej bohaterki. Poznaliśmy ją już we wcześniejszych książkach, jednak jedynie jako postać poboczną. Dopiero w ,, Pani Noc '' mamy okazję przyjrzeć się jej bliżej, poznać historię i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Ostatecznie jednak wiemy o niej niewiele - nieustannie schodzi się i zrywa z ówczesnym chłopakiem, zaprzyjaźniła się z Cristiną, jest zakochana w swoim parabatai, a jej życiowym celem jest odnalezienie zabójcy rodziców. Kilka tych cech układa się w całkiem niezłą całość, jednak dla mnie postać Emmy jest taką, z którą naprawdę ciężko było mi się zidentyfikować. Była odważna, waleczna, posługiwała się bronią i potrafiła prowadzić walkę wręcz, jednak sceny walki czy treningów były jedynymi, kiedy nabierałam do niej prawdziwej sympatii. Ponadto zyskiwała ona w moich oczach jedynie za sprawą Juliana - swojego całkowitego przeciwieństwa i najlepszego przyjaciela. Jej parabatai, opiekun rodzeństwa, pełen tajemnic artysta, zawsze rozważny i odpowiedzialny, jednak skłonny do łamania zasad dla wyższego dobra. W oczach Emmy był idealny i w moich własnych chyba również. Nie przepadam za postaciami krystalicznymi, jednak z biegiem wydarzeń widzimy, że on wcale taki nie jest. Mimo to - nadal pozostaje, w moim odczuciu, kimś dużo bardziej interesującym niż jego ukochana. Razem tworzą jednak coś, czemu nie można nie kibicować. Motyw zakazanej miłości wydaje się być odgrzewanym kotletem, jednak i taki może być całkiem smaczny. W tym przypadku chodzi bowiem o uczucie rozwijające się na przestrzeni lat, które z czasem stało się czymś niezgodnym z prawem ze względu na odbyty przed laty rytuał parabatai. Tymczasowe rozwiązanie tego problemu oraz inicjatywa podjęta przez Emmę niewątpliwie sprawiły, że zyskała ona w moich oczach. Osobiście po cichu liczę, że ich udawany związek faktycznie przeistoczy się w coś prawdziwego, nawet jeżeli miałyby to być uczucia czysto przyjacielskie, bowiem w przypadku powracającego po latach do domu Nocnego Łowcy dostaliśmy zdecydowanie za dużo wątków romantycznych - związek z Kieranem, bliżej nieokreślone uczucia względem Cristiny oraz nieustanny flirt prowadzony właśnie z Emmą  Carstairs. 
                    Natłok postaci w Mrocznych Intrygach niewątpliwie przyprawia o zawroty głowy. Obecność licznego rodzeństwa Blackthornów wprowadza niemałe zamieszanie, jednak szybko można się z nimi zaznajomić. Obiektywnie rzecz ujmując właściwie wszyscy bohaterowie składają się z kilku charakterystycznych jedynie dla siebie cech, poprzez które można je kojarzyć w dalszych rozdziałach. Mark spędził kilka lat w Dzikim Polowaniu, zaś na przestrzeni wydarzeń próbuje na nowo przyzwyczaić się do życia Nowego Łowcy. Livvy i Ty to nierozłączne bliźnięta znające się na komputerach; ona pragnie połączyć się z bratem więziom parabatai, on skutecznie tego unika, zagłębiając się w kolejnych powieściach o Sherlocku. Dru trzyma się raczej na uboczu, ma problem ze stworzeniem zażyłej więzi z rodzeństwem ze względu na różnice wieku, a dodatkowo cierpi z powodu paru dodatkowych kilogramów. Najmłodszy z nich, Tavvy, jest oczkiem w głowie całej rodziny, miewa koszmary, a na sam koniec to właśnie on podsunął im rozwiązanie zagadki tajemniczych morderstw. Ciężko się zatem pogubić, skoro nikt, poza głównymi bohaterami, nie posiada bardziej rozbudowanego charakteru oraz wątków, zaś obecne zachowania rodzeństwa determinuje jedno wydarzenie z przeszłości - utrata rodziców. Z drugiej jednak strony to całkiem zrozumiałe - gdybyśmy chcieli zaprezentować rozterki i problemy całego rodzeństwa, książka musiałaby posiadać drugie osiemset stron. 
                    Wiodący wątek - tajemnicze morderstwa, nieznany kult oraz nowy, niezidentyfikowany pod względem tożsamości i motywów wróg - nie zawiódł mnie ani przez moment. Budowanie napięcia, zbieranie dowodów oraz stopniowe dochodzenie do rozwiązania i połączenia poszczególnych wątków wyszło tutaj naprawdę dobrze. Może nie była to intryga na miarę bestsellera, ale zakończenie niewątpliwie mogło zaskoczyć, co sprawia, że powieść, mimo wielu niedociągnięć i absurdów, była ciekawa. Styl pisania Clare może nie jest nadzwyczaj wybitny i literacki, ale za to ujmuje swoją prostotą. Szczególnie, że docelowym odbiorcą jest młodzież.
                   Lektura lekka, przyjemna, przeznaczona dla różnych typów odbiorców - jedna osoba może gdybać nad wątkiem kryminalnym i rozwiązaniem zagadki, inna skupi się na wątku romantycznym, w spokoju czekając na podanie zakończenia. Nie ma w tym niczego złego. Zwłaszcza, że, wbrew wszelkim pozorom, na pewne sprawy można przymknąć oko, dzięki czemu całość potrafi naprawdę porządnie wciągnąć. Osobiście wróciłam do tej pozycji po kilku latach. Za pierwszym razem byłam zachwycona, ale po upływie tego czasu tak naprawdę nawet nie pamiętałam, o co dokładnie chodziło. Z perspektywy tych kilku lat spojrzałam na nią pod nieco bardziej krytycznym kątem, jednak za jakiś czas na pewno po raz kolejny do niej wrócę. 


P. 

poniedziałek, 9 lipca 2018

1. O książkach, o kawie i wielu innych



Witam serdecznie na blogu Książka do Kawy!

                   Początkowy zamysł prowadzenia bloga po blisko kilkuletniej przerwie łączył się z chęcią zaprezentowania Wam, czytelnikom, tego, co znajduje się na wielu półkach w domowej biblioteczce. Ilość posiadanych przeze mnie książek oraz zamiłowanie do czytania sprawiły, że zapragnęłam pokazać, które z pozycji najbardziej przemawiają do mojego serca, a które wręcz przeciwnie - są powodem ogromnego rozczarowania. 
                    Po krótkim namyśle doszłam jednak do wniosku, że nie warto ograniczać się jedynie do literatury. Wolny czas równie chętnie spędzam przy ekranie laptopa, wybierając kolejne to seriale czy filmy do obejrzenia. Ich oceny, recenzje oraz moje własne odczucia również zamierzam umieszczać właśnie tutaj. Tytuł bloga wydaje mi się zatem adekwatny do jego zawartości, skoro zamiłowanie do kawy łączy się z tak wieloma formami aktywności w domowym zaciszu. Mam nadzieję, że mój sposób pisania, postrzegania pewnych spraw oraz opinie na dany temat zaciekawią szersze grono czytelników, do których zwraca się dwudziestojednoletnia studentka drugiego roku filologii germańskiej zakochana w książkach, serialach, filmach, kotach, butach, dobrym jedzeniu oraz nielicznych dyscyplinach sportowych. Nałogowo oznacza znajomych pod memami na fejsbuku, a większość dnia pożytkuje na tworzenie postów na wszelkiej maści forach.
                    Książki pochłaniam w zależności od tak zwanej dyspozycji dnia - czasami jedna doba wystarcza na osiemset stron, czasami niecałe trzysta zajmuje koło tygodnia. Posty zatem będą się pojawiać po zakończeniu przygody z danym dziełem. 

P.